Ostatni turniej rycerski na Śląsku

Gdy Fryderyk Wilhelm III został w 1797 r. królem Prus, udał się niezwłocznie ze swoją małżonką, królową Luizą, w podróż przez swoje kraje, aby odebrać hołd od stanów i ludności.

Dwa lata później 18 sierpnia w południe para królewska przybyła do Książa, którego właścicielem był Reichsgraf Hans Heinrich VI von Hochberg. Nie szczędził on kosztów, aby pobyt królewskiej pary osobliwie i uroczyście urządzić.

Okolica przepełniona gośćmi

Siostrzenica doktora Krinisa, ówczesnego lekarza z Freiburga (Świebodzic), która przeżyła ten „dzień pełen blasku”, aż do późnego wieku opowiadała o tym swoim dzieciom i wnukom: „Przybyłam do Świebodzic z nadzieją, że dużo będzie do zobaczenia i gdy wujek miał wolny wieczór, szłam z nim do starego zamku, aby wszystkie przygotowania do przyjęcia króla Fryderyka Wilhelma III i jego żony Luizy obserwować – najpierw plac, który wyrównywano, potem salę posiedzeń dla rycerzy, staromodne, ale nowe i piękne krzesła, dzidy, flagi, a w końcu cały ubiór dla rycerzy –przyjemnie było nawet móc to dotykać”.

„Pod wieczór 19 VIII odbył się turniej, ostatni na Śląsku, przeprowadzony w duchu romantycznym, który w tym czasie wszystkie uczucia opanował, i z cała pompą, którą bogaty hrabia Hochberg swoim królewskim gościom ofiarował.

Świebodzice były w tym dniu przepełnione gośćmi. Wszystkie gospody zostały wyprzedane, liczni obcy byli umieszczeni w domach prywatnych.

Wczesnym  popołudniem tłumy ruszyły w stronę starego zamku. Ciąg wozów był długi na1 milę, potem szło się pieszo brzegiem rzeki Pełcznicy aż na plac turniejowy. Tysiące osób zajęło miejsce na trybunach, inni siedzieli na drzewach – wszyscy szukali jak najlepszego punktu do oglądania uroczystości.

Kwiat śląskiej arystokracji

Na wieży starego zamku jako strażnik stał giermek w zbroi blaszanej. Musiał dużo wytrzymać – nabawił się pęcherzy, dzień ten był bowiem bardzo gorący. Obok niego łopotał sztandar Hochbergów”.

Uczestnicy turnieju już rano przybyli do zamku, aby się przygotować. Świdnicka arystokracja była szczególnie licznie obecna, należało do niej siedmiu na dziewiętnastu uczestników. Chorążym był hrabia Huc von Bethusy auf Wziesko (dziś część Krzyżanowic), pierwszym sędzią był hrabia von Sandretzki na Langenbielau (Bielawa), drugim – hrabia Curt Heinrich von Kahlenberg na Eichler (Dąbrowa Bolesławiecka), trzecim – hrabia von Burghauss na Lassau (z Łażan).

Tajnym pisarzem był mandatariusz Kirstein, a heroldem koniuszy Köhler – obaj z państwa Książ. Obydwu ich otaczała  straż piesza i giermkowie.Herold był ubrany w barwy rodziny Hochbergów.

Rycerze zostali podzieleni na oddziały odróżniające się od siebie kolorami szat. Były to kostiumy pełne przepychu, które wykonano na podstawie wzorów z XVI wieku. Rycerze mieli na sobie stroje z czasów Karola V i Franciszka I, a na głowach aksamitne birety w przydzielonych im wcześniej kolorach, zwieńczone sześcioma strusimi piórami. Ubiór każdego rycerza miał kosztować 500 talarów. Cudownie było patrzeć na 16 rycerzy ze swoimi giermkami, którzy nosili kolory swoich panów.

Pierwszą czwórkę tworzyli hrabia Heinrich zu Stolberg-Wernigerode, pan von Mutius na Bertelsdorf (Uniegoszcz), hrabia von Malzahn na Breza (Brzeziny) i Freiherr von Richthofen na Barzdorf (Niedźwiedzice).

W drugim szeregu byli Freiherr von Richthofen na Kohlhöhe (Goczałków), pan von Tschirsky na Domanie (Domanice), panowie von Zedlitz-Trützschler na Frauenhain (Chwałów) i hrabia von Nostitz na Zobten przy Löwenberg (Sobota).

W trzeciej rzędzie stali pan von Mutius na Altwasser (Stary Zdrój),  pan  von Röhl na Reichen (Zadroże-Brzeżany?), hrabia von Malzahn na Lissa (Leśnica) i pan von Zedlitz na Teichenan (Bagieniec).

Czwartą linię tworzyli Freiherr von Czettritz na Schwarzwaldau (Czarny Bór),  hrabia von Matuschka na Arrnsdorf (Miłków), pan von Schulz na Mahlen (Malin) i pan von Tempsky na Ottendorf (Ocice).

Dzień pełen blasku

W południe o godzinie 13 para królewska w towarzystwie brata króla, księcia Henryka, przybyła do Książa na obiad. O 16 wszyscy udali się na Vorsteburg (Stary Zamek).

Około godziny 18 zajechały pierwsze wozy, pilnie obserwowane przez zgromadzonych. Królowa pojawiła się na dziedzińcu zamkowym w eskorcie 16 rycerzy zakutych w efektowne i błyszczące zbroje.

„Po zawołaniu wartownika na wieży: „idą”, ożywili się wszyscy. Obejrzałam sobie tylko 2 pierwsze wozy, właściwie nie wozy, tylko piękną, dobrą królową Luizę – włosy miała płasko z przedziałkiem uczesane, loki na ramieniu, niedługie, mały srebrny diadem na czole aż pod loki, suknię wysoko pod szyją zapięta i obraz króla zawieszony na sznurku. Królowa nosiła białą suknię jedwabną przetykaną srebrem, rękawiczki bez palców, wokół szyi koronkę jako kołnierz, białą halkę, w ręku wachlarz.

W masie obserwujących wszystkie damy nosiły małe słoneczne parasole, jako nowomodne, ale zobaczywszy mały wachlarz królowej parasole pozamykały. Królowa wokół skłaniała głowę z pozdrowieniami.

Drugą parę stanowił król Friedrich Wilhelm III i pani hrabina Hochberg. Towarzyszyła im duża liczba znakomitych dam i panów, którzy kierowani byli schodami do góry, a ich poddani zajęli miejsca niżej.

W tej gromadzie królowa była najpiękniejsza, najbardziej bezpretensjonalna, najgrzeczniejsza i także najweselsza.

Pani pastorowa Meisner z Roztoki na życzenie pani hrabiny pomagała przy gościnie. Zanim zaczął się turniej, królowa odwróciła się i zobaczyła wśród widzów panią pastorową, pozdrowiła ją i skłoniła jej się tak przyjaźnie, że wszyscy, którzy to obserwowali, dziwili się, komu się to pozdrowienie należało.

Turniej

Gdy hejnalista (na Burgfried) dojrzał pierwsze wozy, zatrąbił na „alarm”. Jak tylko goście zajęli miejsca, opadł most zwodzony i herold w towarzystwie trębaczy wyjechał na koniu z zamku, aby zbadać, kim są „przybyli obcy”. Potem wrócił na zamek i złożył meldunek chorążemu. Ten w towarzystwie rycerzy konno podjechał przed królewski balkon i prosił w najserdeczniejszej mowie rycerskiej o łaskę, aby rycerze dla potwierdzenia swojej radości z okazji obecności ukochanej pary królewskiej mogli zrobić „Ringelstechen” (karuzel), czyli popisy we władaniu bronią oraz jeździectwie. Naturalnie słów nie rozumiałam, ale widzę, jak królowa trzymając króla za rękę i pochylając się dała pozwolenie.”

Teraz zwrócił się chorąży z krótką przemową do pary królewskiej, do rycerzy, do sędziów walki i do widzów. Potem rycerze – prowadzeni przez chorążego, który niósł królewski sztandar – rozpoczęli uroczysty pochód. Według starego zwyczaju chorąży osadził sztandar przed królewskim balkonem.

Na środku był duży czworokątny plac, a po każdej jego stronie małe ogrodzenie, przez co utworzyły się cztery narożniki, które służyły do odkładania złamanych dzid. W jednym znajdowały się dzidy zapasowe.

Rycerze musieli swoje zadanie wykonać częściowo dzidą, częściowo mieczem. Do tego ustawiono różne figury, a pośrodku stał herold otoczony trębaczami i doboszami, który musiał obserwować rycerzy.

Podczas galopu należało starym zwyczajem i porządkiem z postaci kobiecej żgnąć dzidą wieniec, z niedźwiedzia i syren – pierścień, w końcu figurze Murzyna obciąć mieczem głowę. Muzyka i chóry towarzyszyły tej imprezie.

Najpierw rycerze przejechali konno do środka ogrodzonego placu, który z czterech stron miał miejsce, aby wjechać i wyjechać konno.

Wszyscy najpierw przed królewską parą salutowali – piorunem szybko z wyciągniętą dzidą jadąc wokół dziedzińca. Baron Czettritz miał wianek na swojej dzidzie, i tak wszyscy coś mieli.  Gdy gra się zakończyła, pojawił się znów herold i wskazał, kto był szczęśliwym rycerzem. Był to baron Czettritz z Schwarzwaldau. Myślę, że zdobył wszystkie 4 wianki.

Czterej szczęśliwcy

Zwycięzcami byli rycerze: Czettritz, Malzahn, Tschirski, Tempsky. W nagrodę otrzymali z rąk królowej medale wybite z okazji turnieju z popiersiem pary królewskiej w tradycyjnym stroju i napisem Vorstenburg, den XIX August MDCCC.  Ci czterej szczęśliwi rycerze podeszli do pary królewskiej. Wspaniale wyglądało, jak baron Czettritz zgiął kolano i całował suknię królowej, która przyjaźnie ręką suknię odsunęła i prawą rękę do pocałunku podała i w tym samym momencie złoty medalion na łańcuchu zawiesiła. Von Maltzanowi zawiesiła złoty medal na czarnej wstędze, trzeciemu przypięła medal igłą, a czwartemu tylko podała rękę. Podczas tej sceny panowała wzruszająca uroczysta cisza.

Para królewska pozostała w starym zamku aż do zapadnięcia zmroku, podziwiając ruiny w ciepłym wieczornym oświetleniu i uczestnicząc w bankiecie. Pozostali goście po turnieju poszli za chorążym do zamku, gdzie na moście zwodzonym rycerze stali w szpalerze z uniesionymi w górę lancami.

Kuzyn nie do użycia

Zakończeniem uroczystości był bal w zamku Książ w Sali Maksymiliana. Do tego oświetlono 3 piętra budynku z pięcioma rzędami okien, obydwie galerie wieży i park. Przedstawiało to wspaniały widok. Na balu pozostali też rycerze w starych kostiumach.

Młody leśniczy we wspaniałym uniformie, krewny naszej „opowiadającej”, któremu się królowa podobała, konfabulował już przed tą zabawą, że zatańczy z królową. Starsi panowie wzięli mu to za złe, ale on powiedział, że jest to jednak możliwe. To powiedziawszy kuzyn ustawił się w kręgu, który tworzył się wokół tańczących.

Królowa szła z hrabią Hochbergiem pierwszy raz dookoła, potem z innymi panami – i rzeczywiście przyszła także do leśniczego i też zrobiła z nim jedną rundę wokół sali. To szczęście zrobiło go zarozumiałym, ze szczęścia zrobił się nie do użycia dla kręgu towarzystwa i odjechał wcześniej. Już nigdy o nim nie słyszałam”.

Na chwilę przed turniejem narodów

Na drugi dzień rano, w środę 20 sierpnia, królowa Luiza wyjechała do Andersach do kamieniołomów (skały Andersach-Weckelsdorf) i wróciła wieczorem na zamek w Książu. Kolejnego dnia królewska para kontynuowała swoją podróż do Glatz przez Świebodzice.

Jeszcze inna osoba opisała swe wspomnienia z turnieju – poeta ludowy Georg Gustaw Fülleborn. Jeden z jego wierszy (napisany gwarą) był odczytany z okazji przybycia królowej, drugi opisuje turniej rycerski.

O tym wydarzeniu pamiętano jeszcze 110 lat później, kiedy to księcia Hansa Heinricha XV uhonorowano stanowiskiem prezesa Union-Clubu w Berlinie – jednej z największych europejskich organizacji jeździeckich.

Cała uroczystość kosztowała pana na Książu 40 tys. talarów, przy czym nikomu nie jest wiadome, jaki był koszt odbudowy starego zamku.

Ta świetna uroczystość zdobyła uwagę nie tylko na Śląsku, ale i w całych Prusach. Nikt nie przypuszczał, że kiedy tu, w spokojnym miejscu, odbywały się walki rycerskie dla przyjemnego spędzenia czasu, w dalekim świecie przygotowywano się do poważnego turnieju państw, który w walce narodów pod Lipskiem znalazł swój krwawy koniec.

Jedna odpowiedź »

  1. richard danielczyk

    I wlasnie takie wydarzenie jak slynny turniej na Starym Zamku powinien sklonic wladze Walbrzycha do odbudowy zamku Stary Ksiaz .Rozslawilo by to nasza piekna ziemie walbrzyska . Prosze Szanownych Panstwa o moralne poparcie tej pieknej ideii . Z powazaniem Richard Danielczyk tel. 48728470885

    Odpowiedz

Dodaj komentarz