Tag Archives: duchy

Duchy w Książu

Duchy w Książu

Wszystkie stare zamczyska nawiedzają duchy.

Nie inaczej było w Książu – dwie zjawy pojawiały się w zamku i dwie na tarasach. Księżnej Daisy szczególnie dał się we znaki garbaty Janek, który straszył w jej sypialni, próbując nad ranem rozpalać ogień w kominku. Pierwszy raz, kiedy męża nie było w domu, obudził Daisy hałas czyniony przez jakąś postać, starającą się rozniecić ogień. Upuszczała ona pogrzebacz, szczypce, ale kominek pozostał nierozpalony.

Działo się to krótko po ślubie Daisy i Hansa. Księżna nie umiała jeszcze wtedy mówić po niemiecku, więc się nie odzywała.Po powrocie do zamku książę Hans Heinrich XV próbował ustalić, kto zakłócił poranek jego małżonce, ale nikt ze służby się nie przyznał. Kiedy to samo powtórzyło się jeszcze dwukrotnie, przerażona księżna przeniosła się do nowej sypialni, a w dawnej urządziła pokój gościnny.

W trakcie późniejszej przebudowy odkryto, kto straszył Daisy w Książu. „Wyobraź sobie, że kiedy kopali pod starą sypialnią mamy, znaleźli wielki szkielet mężczyzny. Musiał być zamordowany, bo pochowano go w kawałkach w różnych miejscach. Nie dziwota, że przychodził cię straszyć, kiedy używałaś matki pokoje”- pisał do Daisy jej szwagier Fritz (Friedrich Hochberg).

Synowi Daisy wujek Fritz, który widział tego ducha wiele razy, opowiadał: „Janka interesowały śluby, pogrzeby, wszystko związane z rodziną”.

Nieszczęśnikowi urządzono pogrzeb. Ta część zamku, gdzie szkielet znaleziono, nie była dotykana od czasów reformacji. Przyjęto więc, że Janek był katolikiem i w tym obrządku go pochowano. Po pogrzebie zjawa przestała straszyć.

Szczególnie nawiedzany przez duchy był pokój łączący się z wieżą warowną, zbudowaną w XIII wieku. Goście mogli w nim przeżyć prawdziwe załamanie nerwowe. Niektórzy przyznawali, że budzili się zlani potem ze strachu, ale nic nie mogli zobaczyć. Inni twierdzili, że widzieli zjawę zbliżającą się do nich.

W pokoju tym zamieszkał kiedyś brat Daisy, George, w czasie swojej wizyty w Książu. „Jak tylko wszedłem do pokoju, w którym umieściła mnie siostra, wyczułem złowieszczą atmosferę – coś niewytłumaczalnego. W nocy obudziło mnie rytmiczne stukanie w okno: rat-a-tat-tat-tat-tat. Uznałem, że otwarła się okiennica, zapaliłem więc świecę (było to zanim wprowadzono elektryczność), otwarłem okno i stwierdziłem, że z okiennicą wszystko było w porządku. Wróciłem do łóżka i już prawie zasypiałem, kiedy stukanie się powtórzyło. Gdy zapaliłem świecę, wszystko się uspokoiło. Bertie Paget miał pokój niedaleko mnie. Przypomniałem sobie, że tam jest sofa i postanowiłem przespać się u niego. Wszystko było lepsze niż pozostanie w tym pokoju. Ponownie zapaliłem świecę, pozbierałem pościel i skiero­wałem się do wyjścia. Wtedy odezwało się stukanie do drzwi. Uciekłem.

Następnego ranka, kiedy nalegałem na zmianę pokoju, Daisy koniecznie chciała wiedzieć, dlaczego. Widząc błysk w jej oczach, zmusiłem ją do przyznania, że celowo umieściła mnie w rzadko używanym pokoju, w którym straszy – chciała sprawdzić, czy i ja coś odczuję. Powiedziałem jej, że to był kiepski żart”.

Sprawa wyjaśniła się podczas przebudowy zamku. Wówczas robotnicy przypadkowo odsłonili małą alkowę, a w niej zobaczyli zgarbiony szkielet. Nieszczęśnika pewnie zamurowano żywcem, bo w średniowieczu wierzono, że to sprawi, iż wieża będzie nie do zdobycia.

Trzeciego ducha często widywano na tarasach. Wiadomo o nim tylko tyle, że czasem doprowadzał psy do szaleństwa. Jego szkielet też znaleziono i pochowano.

     A czwarty prawdopodobnie ciągle się wędruje brzegami Pełcznicy, otaczającej zamkowe wzgórza. Według     legendy jest to duch myśliwego z psami, Strażnik Przyrody, który strzeże tego miejsca.

  Jak powiadali dawni mieszkańcy zamku i pobliskich okolic, w najstarszej, wzniesionej jeszcze przez księcia  Bolka części warowni, a niekiedy i w parku nad brzegami rzeki, pojawia się, zwykle gdy księżyc zdąża do pełni, zjawa niskiego (według innych potężnie zbudowanego) brodatego mężczyzny w zielonym myśliwskim stroju, noszonym w wiekach średnich. Odgłos jego kroków słyszała niejednokrotnie zamkowa służba, a niektórzy książęcy goście, zażywający w parku wieczornej przechadzki, spotykali go w alejach schodzących ku rzece.

Czasem widmowy myśliwy prowadził na smyczy jednego lub dwa psy nieznanej już dziś rasy. Jeśli usłyszycie stłumiony dźwięk myśliwskiego rogu będzie znaczyło, że Strażnik Przyrody czuwa.

Duchy krążące po Książu opisuje dokładnie Hansel, syn Daisy. On sam wprawdzie żadnego nie widział, ale uważa je za sensowne wytłumaczenie niektórych zdarzeń, dziejących się na zamku…

Inni opowiadają o Czarnej Damie, która pojawiała się dzień przed ważnymi, tragicznymi dla właścicieli zamku wydarzeniami. Hochbergowie nie mieszkają już w zamku, więc i dama przestała się pokazywać.

Jedynie duch księżnej Daisy podobno błąka się nocą po zamkowych komnatach. Niektórzy słyszeli jak Biała Dama brzęczy kluczami, inni stłumiony jej śpiew. Według internautów czeka aż ktoś znajdzie jej grób i pozwoli  jej duszy zaznać spokoju.

Kto przeniósł Daisy z Książa do Wałbrzycha

Kto przeniósł Daisy z Książa do Wałbrzycha

29 czerwca 1943 roku o godzinie 19.30 w domu przy Friedlanderstrasse 43 w Wałbrzychu zmarła księżna pszczyńska Maria Teresa Olivia von Pless, żona onegdaj jednego z najbogatszych magnatów śląskich. Dlaczego w Wałbrzychu, w willi pana von Pohla w parku zamku wałbrzyskiego (ulica ta została później przemianowana na ulicę Moniuszki, ale zachowano oryginalną, przedwojenną numerację budynków), a nie w którejś rezydencji książęcej?

W 1923 roku nastąpił rozwód książęcego stadła. Księżna Daisy, jak powszechnie nazywano małżonkę księcia von Pless, zachowała tytuł, ale jej miejsce pani na Książu i Pszczynie zajęła młodsza wybranka księcia Hansa Heinricha XV, hiszpańska arystokratka Clotilda de Silva y Gonzalez de Candamo.

Po rozwodzie Daisy zamieszkała we Francji, w willi Les Marguerites w La Napoule, a potem w rezydencji przy Ismaningerstrasse 95 w Monachium.

W 1935 roku księżna Daisy pojawiła się znowu w Książu. „Pisałam, że już nic niespodziewanego mi się nie przydarzy. A jednak! – tak kończy się ostatnia książka księżnej Daisy What I left unsaid. – Wracam do Książa, do domu, który nierozsądnie i niepotrzebnie opuściłam dwanaście lat temu, do miejsca, do którego należą moje dzieci. Chociaż staliśmy się sobie obcy, w końcu się spotkamy w ciszy i zrozumieniu”.

Był kwiecień 1935 roku, kiedy Daisy zamieszkała ponownie w Książu – jednak nie w zamku, lecz w oficynie budynku bramnego.

Po lewej stronie oficyna, w której mieszkała księżna Daisy. Pocztówka sprzed przebudowy zamku.

Utrzymanie rezydencji okazało się bardzo kosztowne. Z powodu kłopotów finansowych książę von Pless zmuszony był przerwać przebudowę rezydencji i otworzyć podwoje zamku dla szerokiego ruchu turystycznego. Zamiast gościć w zamku trzech cesarzy, musiał tolerować ciekawskich, którzy przychodzili oglądać apartamenty książęce i rozsiadali się w ogrodach.

„Pomyśleć, że zamek, który był naszym domem, jest teraz po prostu muzeum – dumała Daisy. Obcy ludzie chodzą po naszych pokojach, śmieją się, dotykają naszych prywatnych rzeczy. Tu, gdzie przeżywaliśmy tyle radości i smutków. Niewielu ludzi lubi zwiedzać muzeum, a jeszcze mniej mieszkać w nim…”.

Turyści zwiedzający Książ w 1939 r.

Postępowała degradacja rezydencji w Książu. Były mąż Daisy Hans Heinrich XV kazał wyprzedawać meble i srebro, a część wyposażenia wywieziono do Pszczyny. „Biedny stary Tommy (tak Daisy w dobrych małżeńskich czasach nazywała męża) – pisała księżna – nie powodzi mu się zbyt dobrze…”. Słynną stadninę wykupił rząd niemiecki, zlicytowano uzdrowisko Bad Salzbrunn (Szczawno).

Utrzymanie rodziny księcia i jego rezydencji w Książu przejęły prawie całkowicie dobra pszczyńskie. On sam w marcu 1936 r. opuścił Niemcy i osiadł z młodszymi synami na stałe w Pszczynie. Do kroku tego skłonił go nie tylko brak środków do życia w Niemczech i kontrolujący go wierzyciele, ale także wyraźna niechęć do nazizmu, ekscesów antyżydowskich oraz zamiar osobistego rozwiązania spraw majątkowych w Polsce.

W lutym 1937 roku wprowadzono zarząd przymusowy w Książu (na czele z Henrykiem XXXIV księciem von Reuss) z powodu fatalnego zarządzania majątkiem. Książę von Pless nie mógł wrócić do Niemiec.

Życie Daisy toczyło się w Książu spokojnie w otoczeniu przyjaznego grona życzliwych ludzi. Odwiedzali ją synowie i nieliczne już grono dawnych znajomych.

O jej wygody dbała Dolly (Dorothy Crowther) – drobna, sympatyczna Walijka, wcześniej pokojówka jej matki, później jej towarzyszka. Dwór księżnej Daisy był skromny: oprócz Dolly – pokojówka, pielęgniarka i kucharka.

 Księżna Daisy i Dolly

 Niewiele rozrywek dostępnych było skazanej przez paraliż na łóżko i wózek inwalidzki księżnej. Latem Dolly sadzała ją wygodnie na tarasie, czasem wybierały się na przejażdżkę samochodem. Towarzystwa dotrzymywał Daisy zabawny piesek Stern.

       

W powszechnej opinii panuje przekonanie, że władze niemieckie wyrzuciły księżnę Daisy z Książa w 1941 roku. Kto pierwszy wypuścił tę wiadomość, trudno teraz stwierdzić. Na wszystkich portalach, w artykułach i książkach czytamy taką informację. Nikt natomiast nie podaje jej źródła.  My także jej nie sprawdziłyśmy. „Pewnego wiosennego poranka, podobno z osobistego rozkazu Hitlera, księżnę pszczyńską zmuszono do opuszczenia zamku”, napisałyśmy w książce „Księżna Daisy. Pani na Książu i Pszczynie”, wyd. Kamilia.

  Zdjęcie współczesne willi w Wałbrzychu. Autor: Damian Mącznik

Życie garstki osób opiekujących się Daisy koncentrowało się na konieczności przeżycia i na codziennej krzątaninie. W sprawach gospodarstwa domowego pomagał Dolly Richard Knorn, zarządca dóbr w Książu (przedtem sekretarz starego księcia), który zajmował się też ich finansami.
Od niego też pochodzi wiadomość o przenosinach księżnej Daisy – z pewnością ostatniej osoby z rodziny Hochbergów, która mieszkała w Książu – do Wałbrzycha. Nie wiem, czy Richard Knorn jest wiarygodnym świadkiem, ale wedle jego relacji księżna Daisy zamieszkała w Wałbrzychu przy Friedlanderstrasse 43 tuż po wybuchu wojny. Tylko kiedy to było? Na początku wojny czy w 1941 roku? Niestety, nie znamy odpowiedzi na to pytanie.

Przeprowadzka miała nastąpić z inicjatywy najstarszego syna księżnej Hansa Heinricha XVII. Hansel, który od 1932 roku coraz więcej pomieszkiwał w Anglii, a do Niemiec przyjeżdżał głównie w interesach i by spotkać się z matką, podczas ostatniej wizyty na Śląsku wyznaczył wrocławskiego prawnika swym pełnomocnikiem i zapewnił matce wypłatę renty w wysokości RM 2500 oraz darmowe zakwaterowanie.

 „Uczyniono wszystko, by ta przeprowadzka była jak najmniej uciążliwa. Księżna Daisy otrzymywała należne dochody z Pszczyny, jak również dodatkowe pożywienie. Starano się zapewnić jej również rozrywkę” – zapewniał Knorn.

Pani Dorota Stempowska, wówczas mała dziewczynka mieszkająca z rodzicami na terenie Książa, była świadkiem tej przeprowadzki.Z kopalni nadjechał ambulans, do którego wniesiono na noszach księżnę Daisy. Okoliczni mieszkańcy zebrali się, aby urządzić księżnej skromne pożegnanie. Dzieci obdarowały ją kwiatami – nagietkami, które rosły na placu zamkowym”.

Nikt nie mówi, że przeprowadzka odbyła się pod przymusem. Również Daisy. W listach do syna dziękowała mu za dom, który jej stworzył „…bardzo lubię mój nowy dom, w którym mnie umieściłeś”.  Pisała: „Hansel darling, niczym się nie martw. Jesteśmy tu już półtora roku i wszystko jest perfekt, tak jak sobie życzyłeś. Jestem z ciebie dumna”. To potwierdza relację Knorna i równocześnie zaprzecza opiniom, że przenosiny odbyły się pod presją i bez zgody księżnej. Pisała ona też, że nie czują się z Dolly samotne mając swoje towarzystwo, że oczekują końca wojny i ponownego spotkania z Hanslem.

Jak wiemy, do tego spotkania nie doszło – Daisy nie doczekała końca wojny. Dzień po swoich siedemdziesiątych urodzinach przeniosła się do lepszego świata.